Wywiad, przeprowadzony przez Monikę Łukomską z bloga Życie To Nie Bajka z autorką „Tysiąc metrów nad ziemią” Agnieszką Andrzejczak.
Monika: Co Cię skłoniło do napisania książki?
Agnieszka: Napisałam książkę, ponieważ uzmysłowiłam sobie, że problem depresji dotyczy coraz większej liczby osób. Według WHO (Światowej Organizacji Zdrowia), już w 2030 roku depresja będzie jedną z najczęstszych chorób, na która będą zapadać współcześni ludzie. Do napisania powieści” Tysiąc metrów nad ziemią” zmobilizowała mnie pandemia. Po pierwsze -miałam więcej czasu na pisanie. Po drugie – ponieważ jako politolog i specjalistka nauk społecznych często przyglądam się procesom zachowań jednostek i grup -w czasie izolacji zaobserwowałam nasilające się tendencje pesymizmu społecznego oraz zaburzonych zachowań jednostek, co wynikało z braku możliwości bezpośredniej komunikacji międzyludzkiej. Najgorzej radziły sobie osoby bezrefleksyjne oraz takie, które nie wyobrażają sobie życia bez uporządkowanej hierarchii. Nagle ich świat uległ zmianie, co dla wielu osób jest doświadczeniem bardzo trudnym. Ponadto dostrzegłam także negatywne myśli u osób, które nie miały oparcia w jakiejkolwiek wierze. Dla tych ludzi możliwość zarażenia się i śmierci stanowiły najpoważniejszy problem, gdyż nagle stanęli w procesie realnego końca ich świata, co jest doświadczeniem traumatycznym. Zauważam, że dla mnie wiara stała się w czasie pandemii największym oparciem. Podobne doświadczenie wydarza się w czasie depresji, chociaż wówczas warto także dodać pomoc psychologa lub psychoterapeuty, co stało się w mojej książce: „Tysiąc metrów nad ziemią”.
M.: Kto był Twoim pierwszym czytelnikiem lub czytelniczką?
A.: Pierwszymi czytelniczkami były trzy znakomite pisarki. Każda czytała książkę i wpisywała swoje uwagi i zalecenia. Najwięcej uwag miała Patrycja Żurek, dzięki której objętość książki zwiększyła się o połowę Małgorzata Lis sprawdziła książkę pod względem faktów historycznych i udzieliła ogólnych, ale niezwykle przydatnych zaleceń pisarskich. Jednak to Edyta Niewińska najwięcej „namieszała” w tej książce i niemalże wywróciła ją „do góry nogami” . Ponadto przeczytała ją jako pierwsza czytelniczka Maria Trusiło-Kiepuszewska z Worship Style, która tak się wzruszyła w czasie czytania, że przepłakała każdą stronę. Biorę jednak poprawkę na to, że Mery była wówczas w ciąży, więc łzy mogły być także spowodowane huśtawką hormonalną, co jest w tym okresie nagminne
M.: W swojej książce poruszasz dość trudne tematy. Czemu akurat takie wybrałaś?
A.: Problem depresji wyjaśniłam już wcześniej. Wiąże się z nim jednak problem samoakceptacji i miłości do siebie. Nie chodzi o miłość narcystyczną, ale taką, która pozwala rozumieć reguły postępowania (swoje i innych ludzi), nie kierować wobec siebie zachowań autodestrukcyjnych oraz funkcjonować w świecie bez nieuzasadnionych kompleksów. Każdy z nas jest autonomiczną jednostką i przyszedł na świat w celu wykonania określonej misji. Jak mówi Magdalena Plucner, twórczyni Akademii Rozwoju Talentów, w której mam zaszczyt uczestniczyć, w życiu człowieka najważniejsze są dwa dni: pierwszy to dzień, w którym się urodziłeś, drugi – to kiedy dowiedziałeś się: PO CO?
Ponieważ wielu z nas żyje bezrefleksyjnie, a nawet mechanicznie, często budzimy się z przysłowiowa „ręką w nocniku”. Życie mija, a my nie zrobiliśmy tego o czym marzyliśmy, ani tego, do czego zostaliśmy powołani. Nie wypełniliśmy naszej misji. Tak żyła Marta, bohaterka mojej powieści. Ona kierowała się tym, co nakazywała jej apodyktyczna matka. Buntowała się, ale jej bunt był zbyt cichy, a ona była nieco bezwolna. Co się musiało wydarzyć, żeby zechciała zmienić swoje zachowanie? Często musimy umrzeć, żeby zacząć naprawdę żyć. Czasem umieramy powoli i jest to gorsze, niż szok. To trochę tak, jak w przypadku żaby, którą podgrzewamy w wodzie. Kiedy płomień gazu zwiększamy powoli, żaba nie czuje tego i na taką zmianę nie reaguje. To sprawia, że ginie, kiedy woda jest już bardzo gorąca. Kiedy natomiast wrzucimy ją do wrzątku, żaba odskakuje, jak oparzona, czyli zachowuje się właściwie. Często z nami jest tak, że godzimy się na jakieś zachowania. Z każdą taką zgodą, akceptujemy pewne normy i zachowania, które nie zawsze są „nasze”. Powoli umieramy, nawet o tym nie wiedząc. Dopiero wydarzenie, które wytrąca nas z tego marazmu, może dokonać wstrząsu, dzięki któremu zmienimy swoje życie. I o tym także jest ta książka. Opowiada także o leczeniu traum z przeszłości. To jednak jest związane z miłością. Jeśli pokochamy i zaakceptujemy siebie, zaakceptujemy także prawo do posiadania przeszłości, nawet tej trudnej. Dlatego moją książkę lubię nazywać także „powieścią o potędze Miłości”. Miłości pisanej przez duże „M”, czyli ponadludzkiej i ponadczasowej.
M.: Jak pogodziłaś pisanie książki z życiem prywatnym?
A.: To niezwykle trudne dla mnie. Jestem typem osoby, która robiąc coś, angażuje się całą sobą. W czasie pandemii odszedł mi w pewnym sensie czas pracy i te kilka miesięcy starczyło, aby książkę napisać. Jej redakcja i promocja przypadła natomiast na okres postpandemiczny, który ponadto zbiegł się z czasem promocji szybkiego czytania i technik pracy mózgu, których nauczam. To był bardzo trudny, ale też bardzo intensywny okres w moim życiu, zarówno zawodowym, jak i prywatnym. Nie jestem super woman i niestety przyznam, że godzę wszystko z trudem. Na szczęście rodzina powstała na silnym fundamencie i to ona daje mi oparcie.
M.: Czy twoje plany uwzględniają napisanie dalszego ciągu książki lub też napisanie innej książki?
A.: Zakończyłam książkę dość nietypowo, dlatego przewidziałam dwie opcje. Kiedy jednak spojrzę na moje plany, marzenia i cele, coraz bardziej „chodzi za mną” pomysł książki o zupełnie innej tematyce. Póki co, jeszcze nie zdradzę więcej…
M.: Twój sposób na relaks?
A.: Sport, czytanie książek oraz podróże. W związku z pandemią oraz brakiem czasu to ostatnie odłożone na czas bliżej nieokreślony
M.: Czy lubisz czytać książki? Jeśli tak, to jakich autorów?
A.: Jak wspomniałam wcześniej, czytać uwielbiam. Pisarz na ogół czyta, a przynajmniej czytać powinien. Często osoby pytają, czy potrafię delektować się książkami, jeśli uczę szybkiego czytania i sama czytam szybko. Odpowiem słowami mojego nauczyciela tej metody, pana Czesława Tubaja: „Szybkie czytanie jest jak jazda Mercedesem. Mkniesz i zawsze dotrzesz do celu na czas. Kiedy jednak widzisz piękny widok, możesz się zatrzymać i podziwiać go w każdej chwili. Podobnie jest z książkami. Kiedy czytasz fascynującą opowieść, zawsze możesz zatrzymać się i smakować ją powoli”. W moim przypadku na ogół tak jest, że wybieram jakość, a nie ilość. Uwielbiam delektować się smakiem opowieści, zapachem świeżego papieru i widokiem pięknej okładki. Każda książka jest dla mnie podróżą w nieznane, a takie uwielbiam najbardziej
M.: Ulubione miejsca do których lubisz wyjeżdżać?
A.: Wszystkie podróże są niezwykłe. Nie tylko kształcą, ale sprawiają, że zaczynamy dostrzegać świat z innej perspektywy. Uwielbiam zarówno kraje śródziemnomorskie, czyli Hiszpanię, w której umiejscowiłam kilka scen powieści, jak również polskie morze, góry czy jeziora. Uwielbiam przebywanie na łonie natury i świeżym powietrzu, więc może jakiś rejs statkiem? Któż to wie
Marzy mi się świat, który moglibyśmy przemierzać bez paszportów covidowych i przymusowych badań. Jak mówi jedna z piosenek Maryli Rodowicz?: „Ale to już było i nie wróci więcej”. Życzę sobie i innym, aby ten scenariusz się nie sprawdził i byśmy mogli podróżować nie tylko wirtualnie, ale i w realu.